żona traktuje mnie jak śmiecia
Mam 18 lat, Pare dni temu zerwała ze mną moja miłość życia, byliśmy razem 2.5 roku, odeszła do innego, twierdząc że ja sie nie starałem a naprawdę wszyscy jej to mówili że widać jak
Tak jak wtedy gdy posądził mnie o niesprawiedliwość. A ja tylko powtórzyłam własnymi słowami to, co czuje jego żona. I starałam się wytłumaczyć swoje spostrzeżenie. Matka, która uzależniła syna od siebie, nie widzi problemu-Wygląda na to, że Pańska żona próbuje nam powiedzieć, iż Pana mama przelała na Pana całą miłość.
– Wiktor, czy ty nie widzisz, że twoja żona traktuje mnie jak panią do prac domowych? – zapytałam. – Byłoby miło, gdybyś z nią o tym porozmawiał – zasugerowałam. Wiktor popatrzył na mnie zdziwiony. – No nie, przesadzasz, mamo – usłyszałam w odpowiedzi. – Nie wydaje mi się, synu… – zaczęłam, ale mi przerwał.
Jestem studentką i mieszkam w pokoju z dziewczyną, która traktuje mnie jak śmiecia. Między innymi wyzywa. Chciałabym pozwać ją do sądu o zniesławienie, tylko nie wiem czy mam szanse wygrać. Czy wystarczy mieć świadka (jedna osoba zgodziła się zeznawać) i nagrane na dyktafonie jak mnie znieważa?
A może to ona robi coś złego, ale robi wszystko, by się do tego nie przyznać? W mojej głowie wciąż było wiele pytań, ale jedno wiem na pewno: nie chcę się rozstawać. Mam czterdzieści lat i nie chcę zaczynać od nowa. Teraz zmieniłem swoje podejście i traktuję ją tak, jak ona mnie, czyli obojętnie.
nonton film milea suara dari dilan full movie lk21. fot. Adobe Stock, Andriy Petrenko Odkąd związałam się z Sebastianem, nie mogłam znieść myśli, że jakaś baba mogłaby mi go ukraść. Ta wizja mnie prześladowała i zabijała całą moją radość życia. To była obsesja. Czasami Sebastian tłumaczył: – Kochanie, nie masz powodów do zazdrości. Jesteś jedyna. Innym razem się wściekał: – Zrób z tym coś! Nie jestem twoim niewolnikiem! – Przecież ja cię kocham! – tłumaczyłam się z płaczem. – To wszystko z miłości… – Mam gdzieś taką miłość! Powinnaś się leczyć! – krzyczał. Obiecywałam, że się poprawię i już nie będę urządzać mu scen. Jednak dobrze wiedziałam, że jeśli choć raz spojrzy na jakąś inną babkę albo spóźni się do domu 5 minut, znów oszaleję… Nie potrzebuję mieć twardych dowodów Zawsze tak było. Najpierw skurcz żołądka. Tak mnie ściskało w dołku, że prawie mdlałam. Potem zasychało mi w gardle, serce biło gwałtownie, a w głowie trwała gonitwa myśli: „Czyli jednak kogoś ma! Jakaś małpa kradnie mi chłopaka! Nie oddam! Prędzej zabiję oboje, niż pozwolę, żeby byli szczęśliwi!”. Nie muszę mieć żadnych twardych dowodów. Wystarczy, że sobie coś uroję. Jakiś czas temu wdarłam się do lecznicy, gdzie mój narzeczony pracował jako fizykoterapeuta, i wytargałam za włosy dziewczynę, która, jak mi się wydawało, na niego leciała. Ledwo mnie od niej oderwali. Później się okazało, że ta pracująca w recepcji biedaczka była Bogu ducha winna… Dała się przebłagać i nie wniosła żadnej skargi, lecz wiem, że Sebek i tak najadł się wstydu. Po tym zdarzeniu zagroził mi, że jeśli jeszcze raz mnie poniesie – koniec z nami. Tymczasem pewnego wiosennego dnia ta recepcjonistka znów do niego zadzwoniła… Chodziło o zmianę godziny zabiegów, bo jakiś pacjent nie mógł dojechać na czas. Przypadkiem usłyszałam, jak Sebek się z nią umawia i śmieje. – Super – powiedział. – To jeszcze kawę zdążymy wypić! To mi wystarczyło… W jednej chwili ogarnęła mnie niewysłowiona wściekłość, ale udawałam, że wszystko w porządku. – Z kim gadałeś? – zapytałam niewinnym tonem. – Z recepcją – odparł spokojnie. – Marzena prosiła, żebym był o czwartej. Ktoś się spóźni. Sebastian zawsze bierze prysznic i używa wody kolońskiej, kiedy idzie do pracy, lecz tym razem robił to dłużej i staranniej. Tak mi się przynajmniej wydawało. – Mogę dziś wrócić później – zakomunikował mi tuż przed wyjściem. – Mam jeden zabieg ekstra. Nie czekaj z kolacją Patrzyłam przez okno, jak wyjeżdża z parkingu. Przez chwilę miałam wrażenie, że na przednim siedzeniu dla pasażera, tym obok niego, ktoś siedzi. W jednej chwili wyprysnęłam z domu jak z katapulty. W kapciach zbiegłam na dół, ale samochód Sebastiana już znikał za skrzyżowaniem. I wtedy… W głowie zaczął mi się wyświetlać znajomy film: mój Seba i jakaś baba tylko czekają, żeby mnie zdradzić. Spiskują pod moim nosem. Nie dam się! Narzuciłam płaszcz i pojechałam taksówką do lecznicy. Wysiadłam nieco dalej. Zadzwoniłam, chcąc sprawdzić, czy Seba mnie nie okłamuje i rzeczywiście jest w pracy. Udawałam pacjentkę, która chce się umówić na zabieg. Dowiedziałam się, że pracuje do Czyli zgodnie z planem! To niby dlaczego mam „nie czekać z kolacją”?! Już ja mu pokażę! Teraz miałam przed sobą kilka godzin czekania... Najpierw siedziałam w kawiarni i układałam plan zemsty. Później poszłam do marketu i w dziale chemii kupiłam, co trzeba. Stamtąd dotarłam na postój taksówek. Wybrałam ciemny, stary samochód. Ostatnią godzinę spędziłam, obserwując wyjście. – Warto się tak poświęcać? – spytał taksówkarz, któremu powiedziałam, że dużo zapłacę, tylko ma o nic nie pytać. – Nie pana interes! Mam szukać innej taksówki? – burknęłam. Zamknął się, ale wyczułam jego niechęć. Potem zeznawał, że byłam w jakiejś furii i że bardzo źle mi z oczu patrzało. Seba wyszedł punktualnie. Sam. Wsiadł do swojego auta Miałam nadzieję, że pojedzie prosto do domu, ale nie. Skierował się w przeciwną stronę. Stanął przed niedużym domem, prawie na przedmieściu. Chyba go oczekiwano, bo furtka się otworzyła zaraz po tym, jak zadzwonił domofonem. Na progu stała młoda blondynka... Odczekałam pół godziny, specjalnie, żeby ich przyłapać na gorącym uczynku. Zapłaciłam za kurs, wysiadłam z taksówki i podeszłam do furtki. Drżącą dłonią zadzwoniłam, cały czas trzymając drugą rękę w kieszeni. Drzwi otworzyła blondynka. – Pani w jakiej sprawie? – spytała jak gdyby nigdy nic. Miałam ochotę ją udusić. Powiedziałam, że jestem z sanepidu, bo tylko to przyszło mi do głowy. Blondynka wcale się nie zdziwiła. Wpuściła mnie. – Chcę rozmawiać z Sebastianem. Niech pani nie kłamie, że go tu nie ma, bo wiem, że jest! – Po co mam kłamać? – zdziwiła się i zawołała: – Seba! Ktoś do ciebie. Chodź tutaj! Jak ona się do niego zwraca! Od razu widać, co ich łączy… Mój narzeczony wyszedł z pokoju. Był w koszulce na ramiączkach i wyglądał na zmęczonego. Jeśli dotąd miałam wątpliwości, czy mnie zdradza, to właśnie się ich pozbyłam. – Co ty tu robisz? – zdążył jeszcze zapytać, zanim chlusnęłam mu w twarz żrącym płynem, który kupiłam w supermarkecie. „Bezwzględnie chronić oczy i i usta!” – napisane było na opakowaniu. Oblałam Sebka raz, potem drugi, bo się zasłaniał, a ja chciałam mu zrobić krzywdę. To świadczy na moją niekorzyść. Bo nie działałam w afekcie, tylko wszystko zaplanowałam z zimną premedytacją. I doskonale wiedziałam, co robię. Tak właśnie stwierdził potem prokurator. A co ja mogłam mu na to powiedzieć? Że to nie ja byłam, tylko jakaś oszalała z zazdrości wariatka?! Ciągle pytają na przesłuchaniach, czy nie przyszło mi do głowy, że dla Sebastiana może się to skończyć ślepotą, kalectwem. Zgodnie z prawdą odpowiadam, że tak, wiedziałam. Teraz strasznie żałuję, ale wtedy chciałam, żeby go bolało, żeby cierpiał jak ja! Żeby się przekonał, jak to jest być ukaranym za kłamstwo… Potem przeżyłam szok. Choć długo do mnie nie docierało, kiedy mi powiedzieli, że Sebek wcale nie kłamał. To wszystko były moje urojenia... Nigdy nikogo aż tak bardzo nie kochałam Podobno przyjechał wówczas do swojego kumpla, którego syn miesiąc wcześniej okropnie się połamał na nartach i po zdjęciu gipsu potrzebował rehabilitacji. Ten kolega był wtedy w domu, a jego żona otworzyła mi furtkę, bo pomyślała, że kontrola sanepidu ma jakiś związek z pobytem ich syna w szpitalu. Do głowy jej nie przyszło, co chcę zrobić. Była kompletnie zszokowana. Nawet wtedy, gdy Seba już krzyczał i słaniał się z bólu, ona stała jak słup soli. Dopiero jej mąż wypadł z pokoju syna i wezwał pogotowie i policję. Bardzo szybko przyjechali, a ja nie zamierzałam uciekać. Mój adwokat twierdzi, że miałam ograniczoną poczytalność, Tylko czy sąd w to uwierzy? Na sprawę doprowadzą mnie z aresztu. Nie wiem, czy zobaczę Sebę. Podobno nadal jest w kiepskim stanie. Ma wyraźne blizny na twarzy i szyi, a także mocno poparzone ręce. Kto wie, czy będzie mógł wrócić do pracy… Teraz ciągle rozmawiam z więziennymi psychologami. Pytają, co mną kierowało. Czy pamiętam swoje emocje w tamtym momencie? Badali mnie nawet psychiatrzy. A ostatnio przyszedł tutejszy kapelan. Nie jestem wierząca, ale zgodziłam się na jego wizytę, bo było mi wszystko jedno. On też pytał, czy mi lżej po tym, co zrobiłam. I powiedział, że zazdrość to straszna choroba. – Chyba miłość! – odparłam. – Naprawdę myślisz, że kochasz tego biedaka? – spytał. – Kocham. I to bardzo! – zapewniłam go żarliwie. – I z miłości prawie go oślepiłaś i skazałaś na ból? Mówisz, że kochasz, a chciałaś, żeby cierpiał? – spytał cicho. Nie rozumieją mnie. Nigdy nikogo nie kochałam tak jak Sebastiana. Gdyby mnie zostawił, umarłabym chyba. Więc nie mogłam do tego dopuścić. Nie mam przyjaciółek; koleżanki mówią, że jestem skryta i podejrzliwa. Nie lubię gadać o sobie, więc pękałam od złych myśli. Może gdybym się komuś wyżaliła, byłoby mi łatwiej? Z mamą nigdy się nie dogadywałam. Wciąż tylko słyszę, że jestem starą panną, bo wybrzydzam. A mnie po prostu faceci rzucali! Odkąd siedzę w areszcie, mama nawet mnie nie odwiedziła. Pewnie jest wściekła, bo najadła się przeze mnie wstydu. Zawsze się bała, co ludzie powiedzą Chciałabym dostać wysoki wyrok. Bo do czego bym wróciła? I po co mi wolność bez Seby? Skończyłam dwadzieścia siedem lat. Na niczym mi nie zależy. Czytaj także:„Mąż odszedł, a dzieci miały pretensje do mnie. Ale najbardziej zabolało mnie zachowanie koleżanki”„Córka traktuje mnie jak bankomat, a zięć jak śmiecia. Marzę, by się rozwiodła - wolę jej łzy, niż swoje”„Nie podobał mi się wybranek córki, więc uknułam intrygę z jego byłą żoną. Udało mi się rozbić ten związek”
Jeszcze jedna sprawa, w sumie chyba najcięższa... Malkizew, jesteś kompletnie rozbita psychicznie...:((((( Wygląda na to, że jeszcze trochę,a popełnisz samobójstwo! Już teraz chodzą Ci takie myśli po głowie. Tym bardziej powinnas jak najszybciej odciąć się od tego, kto za ten stan psychiczny u Ciebie odpowiada. Ostatnią rzecza, jaką teraz potrzebujesz, jest użeranie się z nim, i próbowanie go "nawracać". Musisz przede wszystkim zadbac o swoje zdrowie psychiczne! A czego potrzebujesz teraz? Dużo, dużo wsparcia, troski, i zrozumienia. Najlepiej ze trony bliskich. Masz kogos takiego, komu mogłabys zaufać? Mamę, tatę, siostrę, brata, przyjaciółkę? Jeśli tak, to nie bój sie przed kimś takim otworzyć, i wyciągnąć rękę po pomoc. Nie masz się czego wstydzić, bo to co Ci się przytrafiło, to nie Twoja wina! Pamiętaj o tym. A taka bliska Ci osoba na pewno bardzo tym się przejmie, i będzie próbowała Ci pomóc najlepiej, jak umie. Druga rzecz, której potrzebujesz, to opieka specjalisty. Może to być psycholog, albo psychiatra. Psychiatra jest o tyle lepszy, że nie trzeba do niego skierowania. Zapisz sie do niego, a na wizycie powiedz o tym, co Cię spotkało, o Twoich wszystkich odczuciach, myślach samobójczych również. On zapewne skieruje Cie na odpowiednia terapię, i miejmy nadzieję, że Ci pomoże. Oby pomogła...
Witam, 15 lat razem, kochana córeczka ... co dalej ? Moja partnerka (jesteśmy po 30tce) średnio co 2 lata zakochuje się w "kolegach" potem kosz i wraca ... Zawsze wybaczałem nie mam siły nawet pisać, jestem wrakiem psychicznym coś jak zombie ... W planach budowa domu, drugie dziecko i gdzieś uśpiłem te jej demoniczne zapędy było stabilnie .... Ostatnio nie wróciła nie noc znów wszystko wróciło znów jakiś kochaś, płacze po nocach mówi ze on jej nie chce a ja tłumacze córce że mama żle sie czuje ... Traktuje mnie jak śmiecia wyzwiska wszelakie wszystko robię źle nawet psuje rzeczy których nie dotykałem. Ona nie pamięta że przed chwilą mnie obraziła, śmieje się do łez na reklamie proszku do prania za chwilę płacz i agresja do tego zawieszki patrzy w punkt i nie ma z nią kontaktu (trzeba szturnąc) Podczas seksu wymawia ich imiona potem przeprasza. Po 15 latach wspólnego życia usłyszałem nie możemy się kochać bo ona ma wyrzuty sumienia nie mam juz siły udawać przed dzieckiem że jest OK ja cierpię ... Po rozstaniu wielokrotnym i tak wraca i dalej planujemy przyszłosć Sprawdziłem historię ogląda porno grupowe Na zewnątrz jest normalna jesteśmy normalną rodzina to wewnętrzny koszmar nikomu tego nie mowilem Dziś chce się zabić nie widzę przyszłości ... Pyta jak wygląda nago czy komus się tam spodoba Zraniła mnie potwornie, ja to ciągnę ze względu na córeczkę ona kocha rodziców nie wie co się dzieje ... Błagam co mam robić ....
Dziś temat praktyczny, to w czym wspieram na co dzień, czyli – rozstanie, a dokładniej rozstanie z toksyczną osobą i jej dalszy wpływ na Twoje życie. Brrrrr… Ci co znają temat z autopsji – już po przeczytaniu powyższego zdania mają podniesione ciśnienie, prawda? Problem jest niestety bardzo częsty. Gdy masz toksyka w domu samo zrozumienie tego, że jesteś uwięziona w jego matni trwa często bardzo długo. Następnie skuteczne uwolnienie się od niego i rozpoczęcie życia na własnych warunkach to też często droga przez mękę, bo toksyk jako mistrz manipulacji utrudni Ci ją jak tylko może. Dlaczego? Bo wbrew jego zapewnieniom nie kocha Ciebie, tylko życie z Tobą – swoją ofiarą, a jednocześnie lekarstwem na jego wszelkie frustracje życiowe. Ot taki bezbronny worek do „bicia” (niekoniecznie fizycznego), zniewolony w czterech ścianach i obrazku „szczęśliwej rodzinki”. Ok, udało Ci się uwolnić i wygrywasz nowe życie. Super! Wszystko wygląda inaczej. Masz energię do życia i chce Ci się chcieć. W końcu nikt Cię nie dołuje, nie podcina skrzydeł, nie wbija noża w plecy, nie traktuje jak śmiecia, by następnego dnia uważać Cię za królową świata i tak co dwa dni jak wańka-wstańka. Jak nie macie wspólnych dzieci to powyższy happy end jest na wyciągniecie ręki, ale gdy dzieci jednak są to nie jest tak różowo. Bo co prawda, uwolniłaś się od typa i z nim nie mieszkasz, ale toxic boy nie jest głupi – to najczęściej są cwane bestie. Korekta strategii i działa na nowo. Tym razem pretekstem do kontaktów i uprzykrzania Ci życia jest pozorna „troska” o dziecko. Zaczynają się niezliczone telefony i smsy z pytaniem o tym co z dzieckiem (oczywiście wcześniej miał je w d…), żądania informowania go za każdym razem o tym gdy jedziesz z nim za miasto, codzienne prośby o zdjęcie dziecka, dobijanie się do drzwi poza terminami kontaktów pod wyimaginowanym powodem, czy zgłoszenia na policję tego, że podobno porwałaś dziecko. Jest tego dużo więcej, ale wspomnę jeszcze o chorej zazdrości – „weryfikacji” i prewencyjnym odstraszaniu Twoich nowych partnerów, często związanym z anonimowym szkalowaniem ich lub Ciebie w internecie lub ich miejscu zamieszkania – oczywiście wszystko w trosce o „dobro dziecka”. Drogie Panie, aby nie było, toksyczność nie ma płci. Bardzo dobrze znam przypadek gdy to kobieta, była żona, niepotrafiąca przepracować rozstania, po kilku latach od niego, ciągle żyje życiem byłego męża i regularnie mu je zatruwa. Śledzi jego małe sukcesy i nie mogąc pogodzić się z nimi stara się mu zaszkodzić. Wykorzystuje też przewagę jaką ma jako rodzic wiodący i wdrożyła alienację rodzicielską. Ciągle wzbudza w tym panu poczucie winy, a gdy tylko wg niej coś mu się nie uda to od razu następuję stwierdzenie „a nie mówiłam, przecież zawsze byłeś do niczego”. Wszystko to jest typowe dla toksyka i jest rewanżem, za to, iż ten pan wyszedł z toksycznej relacji, i że ma życie po życiu. A pamiętajcie, że takie wyjście jest jedyną szansą na to, aby ratować własne, ale i dzieci życie, gdyż dorastanie w toksycznej rodzinie zatruwa także ich przyszłe dorosłe życie. Dzieci z takich związków powielają zachowania toksycznego rodzica, o czym ten sobie nie zadaje sprawy bo dla niego ważne są tylko jego interesy. Jak w słowach piosenki Queen „I want it all and I want it now” – nieważne jakie będą tego skutki i jakie jest zdanie najbliższych. Taki tego mechanizm. Wszystkie te zachowania toksyka mają jeden cel – służą temu, aby w dalszym ciągu Cię kontrolować. Niestety toksycy to ludzie, którzy nie rozumieją, że ich wolność kończy się tu gdzie zaczyna się Twoja wolność. Niby jesteś wolna i jesteś pełna energii nawet jak masz tysiąc zadań, ale gdy tylko na wyświetlaczu telefonu zobaczysz imię tego typa to od razu odechciewa Ci się wszystkiego. Czy to się kiedyś zmieni? Wszystko zależy od problemu psychicznego danego osobnika, który oczywiście to Tobie zarzuca wszelkie winy i powody, dla których jest między wami – jak to on nazywa „konflikt”. Tak więc samonaprawa rzadko następuje, częściej lekarstwem na Twoje troski jest poznanie przez delikwenta nowej ofiary – Twój zysk, jej strata. Niestety tak to działa. Dopóki to nie nastąpi, jedyny sposób na to, aby nie dać się toksykowi to nie grać w grę na jego zasadach i nie dać się mu zawstydzić, nie tańczyć jak on Ci zagra. Ignorować zaczepki, poznać swoje prawa, a gdy dochodzi do ich naruszenia podejmować odpowiednie kroki prawne – też w ramach spraw karnych. Bardzo często chłodzi to zapędy takiego osobnika, szczególnie jeśli obawia się, iż jego pracodawca dowie się o ciążących na nim zarzutach. T. Jeśli chcesz włączyć się do dyskusji, zapraszamy na nasze SM: Facebook, Instagram, LinkedIn. 🙂💐👍
fot. Adobe Stock, Pogodziłam się już z tym, że matka traktuje mnie jak wyrodną córkę, a mojego brata wychwala pod niebiosa. Ale nie pozwolę się im wykorzystywać! W mojej rodzinie kobiety zawsze lekceważyły inne kobiety, swoje córki, wnuczki... Zauważyłam to już w dzieciństwie, kiedy ze zdumieniem odkryłam, że babcia kompletnie nie liczy się ze zdaniem swoich dwóch córek, tylko wszystkie sprawy omawia z synami. I nie chodziło jedynie o jakieś ważne problemy. Nawet w kwestii tego, co będzie na obiad, konsultowała się tylko z moimi wujami! Ale już przygotowanie tego obiadu pozostawiała, oczywiście, kobietom.? Moja mama lubiła powtarzać, że matka kocha ją najbardziej z całej rodziny Już od małego uważałam, że nie jest to prawda. Babcia stawiała moją matkę nie wyżej w domowej hierarchii niż własnego pieska, którego można było od czasu do czasu pogłaskać, ale człowiek nie spodziewał się od niego żadnych rewelacji. No, może moja matka była o tyle przydatniejsza, że leciała do babci na każde zawołanie. Kiedy trzeba było posprzątać po remoncie, zajmowała się tym moja matka, odchwaścić ogródek – matka. Jej bracia byli stworzeni do wyższych celów. Starsza siostra szybko odcięła się od takiego niewolniczego wykorzystywania i zawsze wymigiwała się, mówiąc, że ma własną rodzinę. To dlatego została okrzyknięta czarną owcą. No bo jak to? Kobieta, a nie zna swojego miejsca w szeregu? A ja akurat uważałam, że ciocia Janka dobrze zrobiła! Miała przecież wyższe studia, doktorat z ekonomii, a przez własną matkę była traktowana jak popychadło. Nie dała sobą pomiatać i chwała jej za to. No, bo co miała moja z tego, że na wszystkie wakacje jechała do swojej matki, aby jej pomagać w domu? Tyle tylko, że po pogrzebie pozwolono jej wybrać sobie, co chciała z wyposażenia domu, podobnie jak ciotce Jance. Tak! Moja babcia w testamencie zaznaczyła, że dom z ogrodem należy się jej dwóm synom, a córkom „ruchomości”, czyli stare meble i inne graty. Matka nawet przez moment nie pomyślała o tym, aby zaskarżyć testament i domagać się zachowku. Ciotka też machnęła na wszystko ręką, czym mnie zresztą bardzo rozczarowała. Liczyłam na to, że przynajmniej ona będzie walczyć o swoje. W końcu w ten sposób pozbawiała majątku swoje dzieci. Nie rozumiałam zachowania matki i ciotki. Wierzyłam, że ja będę inna. Niestety, piętno lekceważenia kobiet w mojej rodzinie odcisnęło się także na moim życiu… Mam młodszego brata, który gdy tylko się urodził, stał się oczkiem w głowie matki Początkowo sądziłam, że chodziło tylko o to, iż lekarze powiedzieli jej, że nie będzie już mogła mieć więcej dzieci, więc każde by wyniosła na piedestał. Ale nie, najważniejsze było to, że Bartek to chłopiec. Matka nigdy nie była w stosunku do mnie wylewna i jako małe dziecko sądziłam, że tak musi być. Po prostu ma taki charakter, nie okazuje uczuć. Jak bardzo się myliłam, okazało się po przyjściu na świat Bartka. Nie było chyba w okolicy drugiego tak dopieszczonego chłopca! Matce ręce same się do niego rwały, a usta składały jak do pocałunku. Liczyłam przez chwilę na to, że po prostu się zmieniła i mnie także dostanie się porcja czułości. Nic bardziej mylnego. Wcześniej prawie mnie nie zauważała, a teraz i owszem, tyle że stałam się dla niej pomocą domową, kimś, kto miał dbać o to, aby Bartusiowi niczego nie brakowało. Mimo wszystko kochałam brata. Był słodkim dzieckiem... Do czasu, aż nie dorósł i nie zorientował się, jakie korzyści może czerpać ze swojej pozycji w rodzinie. Wtedy stałam się jego ofiarą. Wykorzystywał mnie do tego, aby żyć lekko i przyjemnie To nie do uwierzenia, ale to ja dostawałam od matki pasem, gdy mój brat przynosił ze szkoły gorszy stopień! Bo przecież powinnam go była dopilnować, czyli właściwie chyba się za niego nauczyć, a już na pewno odrobić jego lekcje. Bo on zawsze wolał iść na boisko z chłopakami i pograć w piłkę. Nie miał mnie kto bronić, bo ojciec słabo się udzielał. Zajęty swoją pracą, w domu był gościem, a w końcu w ogóle go zabrakło. Odszedł do innej. Matka wtedy dostała prawdziwego szału! Na przemian popadała w histerię i w depresję. Bartek się od tego kompletnie odciął, zresztą miał wtedy zaledwie 14 lat. Jej ofiarą stałam się więc ja. To na mnie ćwiczyła swoje wrzaski, w moim kierunku leciały wyzwiska. Nagle byłam winna nawet jej rozwodu, sama nie wiem, jakim cudem. Raz kazała mi się wynosić z domu, a potem nagle zmieniała zdanie i twierdziła, że powinnam z nią mieszkać już zawsze i się nią opiekować, bo taka jest powinność córki. Pewnego dnia pojechała nawet na moją uczelnię i usiłowała wypisać mnie ze studiów, bo „wykształcone kobiety nie znają swojego miejsca w rodzinie” i mnie nie są potrzebne żadne stopnie naukowe, bo powinnam tylko zajmować się matką. Oczywiście, wyproszono ją z sekretariatu, a awantura, jaką wtedy urządziła, stała się słynna na całym wydziale. Miałam już tego tak dosyć, że pomyślałam o wynajęciu własnego mieszkania Tyle tylko że brakowało mi pieniędzy, bo chociaż dorabiałam sobie w markecie na kasie, to marne grosze wystarczały mi jedynie na drobne przyjemności. Zaczęłam więc myśleć o zmianie pracy, co nie było łatwe, bowiem robiłam wtedy dopiero licencjat i formalnie nie miałam wykształcenia. Ale los się do mnie uśmiechnął... Moja druga babcia, matka ojca, postanowiła po śmierci dziadka, że zostawi mi swoje dwupokojowe mieszkanie. – Wiem, że kiedy nadejdzie stosowna chwila, to spłacisz swojego brata. Zresztą mam wrażenie, że wasza matka i tak zapisze wszystko jemu, więc tobie coś się należy przynajmniej ode mnie – stwierdziła, a mnie stanęły w oczach łzy wzruszenia. Najpierw zamieszkałyśmy razem i był to jeden z najspokojniejszych okresów w moim życiu. Skończyłam studia, dostałam tytuł magistra, a w markecie awansowałam na kierowniczkę kas. Powodziło mi się naprawdę dobrze. Tymczasem mój brat nie zdał matury… Kiedy mieszkałam u babci, nie miałam z nim takiego kontaktu jak dawniej. Niestety, jemu było wygodniej przyjąć punkt widzenia matki, że jestem wygodnicka i od nich uciekłam zamiast im pomagać. Oczywiście, oboje uznali, że Bartek zawalił naukę przeze mnie. Mimo że wiele razy mu powtarzałam, że zawsze może do mnie wpaść i odrobić lekcje ze mną. Ale on wolał robić z siebie ofiarę mojej „emancypacji” zamiast wziąć się do nauki. Matka się na mnie obraziła za jego maturę, że przestała mnie nawet zapraszać na święta. A kiedy do niej dzwoniłam z życzeniami, była oschła i szybko kończyła rozmowę. Na szczęście miałam jeszcze babcię, no i ojca, z którym utrzymywałam bliski kontakt. Zaprzyjaźniłam się z jego nową żoną, która była nowoczesną, samodzielną kobietą mającą własne zdanie. Była tak inna od mojej histerycznej matki! Bardzo mi imponowała i miałam nadzieję, że będę taka jak ona. Mijały lata. Dochodziły mnie rozmaite złe wieści na temat mojego brata. Podobno więcej siedział w domu, niż pracował. Wyrzucano go z pracy, nigdzie nie mógł zagrzać miejsca. – To dlatego, że jest taki zdolny i inteligentny! Przełożeni boją się, że zajmie ich miejsce i dlatego nie pozwalają mu rozwinąć skrzydeł! – tłumaczyła wszystkim moja matka. Czasem ludzie powtarzali mi te jej mądrości Wzruszałam wtedy tylko ramionami. Aż pewnej paskudnej wiosny, która przypominała raczej listopad, ciężko zachorowała moja babcia. Jej serce nie wytrzymało zapalenia płuc i zmarła. Wiedziałam, że ta chwila musi kiedyś nadejść, miała już w końcu 87 lat, ale i tak strasznie to przeżyłam. W skrytości ducha liczyłam chyba, że będzie żyła wiecznie i zawsze będzie moją podporą. Na pogrzebie babci mój brat pojawił się w towarzystwie matki. Nie zdziwiło mnie to, bo babcia podczas rozwodu moich rodziców nie powiedziała złego słowa o mamie, a i wcześniej nie wtrącała się w ich małżeństwo. Nie było więc tutaj miejsca na jakieś animozje. Zdziwiło mnie tylko to, że oboje z matką wyglądali tak… zamożnie! Mój brat przyjechał takim samochodem, na jaki mnie długo nie będzie stać, chociaż w pracy znowu awansowałam na zastępcę kierownika marketu. – Bartek założył własną firmę i świetnie mu się powodzi! Nawet nie wiecie, jaką on ma głowę do interesów! – usłyszeliśmy od mamy, która puchła z dumy. Nie zazdrościłam bratu powodzenia w interesach i trzymałam za niego kciuki. Chętnie bym znowu nawiązała z nim bliższy kontakt, ale on nie chciał Nie mam pojęcia, dlaczego, przecież nic od niego nie chciałam. A na pewno nie pieniędzy, miałam swoje. Bolało mnie jego zachowanie, ale co miałam począć? Starałam się żyć własnym życiem. Miałam 32 lata i wciąż byłam sama. Jakoś nie układało mi się z mężczyznami, mimo że przecież miałam swoje mieszkanie i bardzo chciałam założyć rodzinę. Tymczasem doszły do mnie wieści, że mój brat się żeni! – Podobno musi, rozumiesz – jedna z ciotek sprzedała mi informację, że dziewczyna Bartka, której nawet nie znałam, jest w ciąży. Plotka się potwierdziła, chociaż moja matka utrzymywała, że dziecko jest jak najbardziej zaplanowane, a Bartek szaleńczo zakochany. Podczas przygotowań do szybkiego wesela, w które zostałam nagle włączona, ustalono, że w moim mieszkaniu także zatrzymają się goście. Nie miałam nic przeciwko temu, zdziwiło mnie tylko, że pojawiła się u mnie również... matka z walizką. Omamiła mnie, twierdząc, że po prostu chce sobie pogadać z dawno nie widzianą kuzynką, więc dlatego zdecydowała się na nocowanie u mnie. Nie sądziłam wtedy, że na nocowaniu się nie skończy. Nie umiałam i nie śmiałam wyrzucać z domu własnej matki, więc siedziałam cicho, kiedy goście już wyjechali, a ona została. W końcu nie miałam okazji dotąd jej gościć, brałam więc jej wizytę za dobrą monetę, za chęć naprawy relacji ze mną. Bomba wybuchła, kiedy w dwa tygodnie po weselu powiedziałam matce, że wyjeżdżam służbowo na tydzień i może odwiozę ją wcześniej do domu, aby nie siedziała u mnie sama. – A czy ja ci w czymś przeszkadzam? – zapytała z pretensją w głosie. – No nie, poza tym przecież wyjeżdżam. Myślałam tylko, że mama będzie wolała być u siebie – stwierdziłam. – Ależ ja jestem u siebie! – usłyszałam wtedy zdumiona. – Chyba nie pozbędziesz się z domu własnej matki? I wtedy się dowiedziałam, że oboje z Bartkiem ustalili, iż po jego ślubie matka zamieszka ze mną. – Ale na jakiej podstawie? Skąd ten pomysł? – nie mogłam wyjść ze zdumienia. – No, bo ty przecież nie masz męża i pewnie już zostaniesz starą panną. A Bartuś musi mieć teraz więcej miejsca dla swojej rodziny. W końcu się ożenił i oczekują z Moniką dziecka! Nie możesz być taką egoistką! – usłyszałam. – Ja? Egoistką? – w głowie mi się nie mieściło, że można się komuś zwalić do jego domu, bez jego wiedzy i zgody! Oni sobie z Bartkiem tak ustalili! Dobre sobie!? – A poza tym wiesz, że właściwie połowa tego mieszkania powinna należeć do twojego brata? Czy babcia nie to miała na myśli, mówiąc, że powinnaś go spłacić? – moja matka wysunęła koronny argument, przy którym spasowałam. Mieszkanie wprawdzie było w całości przepisane na mnie i Bartek nic do niego nie miał, ale w sumie... Matka mi chyba na razie nie przeszkadzała, przynajmniej miałam do kogo otworzyć buzię po pracy. Pozwoliłam jej tymczasowo zostać. I to był mój błąd. Po roku bowiem okazało się, że małżeństwo mojego brata to kompletna pomyłka. Ciąża, oczywiście, była wynikiem przypadku, a może nawet dziewczyna zagięła na Bartka parol, sądząc, że jest zamożnym biznesmenem. Kiedy jednak okazał się męskim szowinistą wymagającym absolutnego posłuchu i obsługiwania, Monika zabrała dziecko i wróciła do rodziców, występując jednocześnie o rozwód i wysokie alimenty. Tylko że tych alimentów mój brat nie miał z czego płacić, bo jego firma splajtowała. Niestety, Bartek był doskonałym biznesmenem tylko w oczach mamy, która jak się okazało, w swojej naiwności, pozwoliła mu zaciągnąć kredyt na firmę pod hipotekę swojego mieszkania. Kiedy biznes upadł, bank zaczął się upominać o kolejne raty kredytu, na które nie było pieniędzy. Bank zajął więc mieszkanie matki. Kiedy pewnego dnia wróciłam z pracy, zastałam moją matkę pijącą herbatę z Bartkiem. Nawet jeśli w głębi duszy miałam nadzieję, że wpadł tylko na chwilę, to jego walizki stojące w korytarzu świadczyły o czymś innym. – Cześć, siostra! Ustaliliśmy z mamą, że wy dwie zamieszkacie w większym pokoju, a ja wezmę ten mniejszy – zapowiedział mi z bezczelnym uśmiechem. – Nie mam mowy! – postawiłam się od razu. – To moje mieszkanie, zapisane na mnie notarialnie i nie zamierzam się nim dzielić! – wybuchłam, bo to, co mi zaproponował, było szczytem bezczelności. – No wiesz! Własną rodzinę na bruk wyrzucisz? – oburzyła się matka. – Wyluzuj! Przecież ja nie mówię, że będę tutaj mieszkał na zawsze – stwierdził lekceważącym tonem brat. – Przytulę się tylko na jakiś czas, aż nie stanę z powrotem na nogi. Mam już na oku taki jeden interes i jeśli chcesz, to nawet mogę cię wziąć do spółki. Chociaż, oczywiście, musiałabyś się do niego dołożyć. Myślę, że pod to twoje mieszkanie jesteś w stanie wziąć z 200 tysięcy kredytu, a wtedy...? – Nie zamierzam brać żadnego kredytu! – brakowało mi słów na jego bezczelność. – Możesz się u mnie zatrzymać góra na miesiąc, a potem musisz sobie znaleźć inne mieszkanie. Wynajmij coś! – zapowiedziałam. – I nie licz na to, że odpuszczę. Wystarczy, że mieszka u mnie matka. Bartek się obraził. Matka także Przez miesiąc w domu panowała ciężka atmosfera, którą mężnie znosiłam. Kiedy zbliżał się wyznaczony przeze mnie termin, przypomniałam Bartkowi, że za chwilę wystawię mu walizki za drzwi. Chyba wyczuł w moim głosie determinację, bo w wyznaczonym dniu już go nie było. – Musiał przez ciebie wynająć sobie jakąś norę! – biadoliła matka nad tym, jaką jestem wyrodną siostrą. Aż żałowałam, że nie kazałam się wynosić jej razem z nim. Teraz za to mam piekło we własnym domu. Matka codziennie daje mi do zrozumienia, że Bartek za chwilę zrobi interes życia i weźmie ją do siebie, do jakiegoś pałacu, a ja wtedy nie będę mogła liczyć na nic. Ani na wsparcie finansowe, ani na to, że będą mnie uważali za swoją rodzinę. I karmi się takimi mrzonkami już trzeci rok, podczas gdy Bartek zatrudnia się w coraz to innej pracy i zalega Monice z alimentami. Zszedł na psy, ale moja matka tego nie widzi i chętnie oddałaby mu wszystko. Dobrze, że już niczego nie ma, a moimi rzeczami nie może dysponować. Czytaj także:„Po ślubie moja Kalinka zmieniła się w jędze nie do wytrzymania. Szkoli mnie jak w wojsku. Ktoś mi podmienił żonę"„Urodziłam i mąż stracił na mnie ochotę. Woli po nocach oglądać porno niż pójść ze mną do łóżka. Czuję się jak śmieć"„Po 12 latach pracy, dzięki której wzbogacił się on, jego dzieci i jego była żona, ja nie mam nic”
żona traktuje mnie jak śmiecia